przed obejrzeniem tego filmu wiedzialem o nim tylko tyle, ze jest to gejowska wersja mitu o edypie i jedna z glownych inspiracji stanleya kubricka przy realizacji 'mechanicznej pomaranczy'. ale skwitowanie w taki sposob takiego filmu jak 'bara no soretsu' to nieporozumienie. motyw edypa owszem pojawia sie, ale nie stanowi osi akcji, jest raczej watkiem pobocznym, ktory stopniowo prowadzi do nieuniknionego dramatu. takze kubrick wzial z tego filmu niewiele ponad kilka formalnych trikow, wiec porownywanie obu arcydziel mija sie z celem. obraz matsumoto mozna natomiast porownac do wczesniejszego o dwa lata 'tanin no kao' teshigahary, gdzie glowny bohater kryl sie za maska, ktora staje sie jego sciana bezpieczenstwa dla prawdziwej tozsamosci i osobowosci. 'bara no soretsu' najpierw wprowadza widza w swiat japonskich transwestytow, koncentrujac sie na konfrontacji dwojki z nich o uczucia szefa nocnego klubu. wlasciwie dopiero od polowy filmu mozna mowic o spojnej fabule, gdy pomieszane ze soba sceny tworza jedna ukladanke i powoli odslaniaja nieunikniona tragedie. ale geniusz tego filmu polega rowniez na starannym rozmieszczeniu akcentow i przerw, scen komicznych i autoironicznych, czy naglych zmian czasu i miejsca akcji. dzieki nim wciaz widac w nim obraz eksperymentalny, ktory do dzis znajduje, chyba nie zawsze tego swiadomych, nasladowcow. przyznam sie, ze podsmiewuje sie od czasu do czasu z komentarzy wychwalajacych nowatorskosc filmow powstalych 20-30 lat po 'bara no soretsu' a bazujacych na uzytych w nim zabiegach formalnych. coz, niewiedza jest blogoslawienstwem. chcacym wciaz wiedziec wiecej, szczerze polecam :)